środa, 18 marca 2015

Rozdział IX.

Jasmin

Mój tato ma gust…


O trzeciej nad ranem obudził mnie iryfon od Chejrona z wiadomością, że wszyscy grupowi domków muszą w trybie natychmiastowym zjawić się w wielkim domu. Zdziwiło mnie to bardzo, ale cóż, jak trzeba to trzeba…  Jak najszybciej mogłam, ubrałam spodenki i obozową koszulkę oraz związałam moją roztrzepaną czuprynę w pseudo-fryzurę.Wybiegając z domu stwierdziłam, że bycie jedynym dzieckiem w obozie od danego rodzica ma wady, jak i zalety. Zaletą mogło być na przykład to, że miałam całe małe królestwo tylko dla siebie, ale wadą jest to, że każdy może cię bezkarnie budzić o której mu się żywnie podoba i żądać, abyś zjawiła się na zebraniu. Przestań, skarciłam się w duchu, przecież to nie tragedia, a wręcz nawet dobrze, że tak się stało, przez to mogę poczuć, że jestem potrzebna w mojej obozowej rodzinie i przestać myśleć o tym co było kiedyś. Rozkoszując się pogodą zauważyłam, jak z innych domków także wyłaniają się zaspani obozowicze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wskoczyłam na schody prowadzące do mojego celu. Kiedy byłam w środku, zobaczyłam Chejrona chodzącego w kółko i mocno rozmyślającego nad czymś. Za nim na kanapie siedziała drobna postać, była to… Cassie?!  Hmm…  pewnie coś się stało – pomyślałam, lecz już nie miałam okazji zadać żadnych pytań, ponieważ za mną pojawili się następni grupowi. Wysłuchaliśmy całej historii córki Apollina, zaniepokoiła mnie, ale nie było czasu na zadawanie pytań.Wróciłam do swojego domku, zasnęłam, a następnie obudziłam się o 7.30. Był najwyższy czas by wstawać, tym razem doprowadziłam się do porządku staranniej niż kilka godzin wcześniej, poprawiłam sznurowanie butów i ruszyłam na śniadanie. Po posiłku, który jak zawsze był dokładnie tym, czego sobie zażyczyłam, rozpoczęły się pierwsze zajęcia. Ucieszył mnie dobór moich towarzyszek, ponieważ były to  jedne z niewielu jak dotychczas osób, z którymi miałam szanse się porozumieć ­­­–­ Omara i Cassandra.Pierwsze i drugie zajęcia spędziłyśmy wspólnie. Biegi przełajowe wygrało nasze Aresiątko popisując się swoją kondycją, natomiast, co mnie zdziwiło, ja okazałam się być niezła  w szermierce. No cóż, zbyt przesadnie stwierdzone, ale podobało mi się to.  Niestety, następne zajęcia spędziłyśmy osobno. Byłam smutna, lecz pocieszyły mnie pegazy, bo właśnie  na nich latałam przez następne 2 godziny, ale najwspanialsze przeżycie doświadczyłam wtedy, gdy weszłam do stajni.– Pfff,  nigdy jej nie widziałam… To pewnie jedna z tych nowych…. Ma włosy jak złote runo... wcale nie jak złote runo! To jest siano! Mniam… – słyszałam dziwne komentarze na mój temat od PEGAZÓW.– Spokojnie, Jasmin, spokojnie. Wcale nie zwariowałaś, ale czekaj… słyszysz konie, czyli jednak trzeba cię wywieźć do psychiatryka! – pomyślałam na głos.– Ty nas słyszysz, a my cię rozumiemy? – parsknął głośno piękny, dostojny czarny ogier.– Na to wychodzi, ale czy to normalne? – zapytałam.– Nie dla wszystkich.– A niby dla kogo, jeśli można spytać?– Pewnie, szefowo – zignorował mnie czarny pegaz.– Jak mnie nazwałeś?!–  Sorki, mam taki zwyczaj do nazywania „szefem” dzieci mojego stwórcy.– Yyy … możesz powiedzieć coś więcej?– Jesteś dzieckiem Posejdona, tak więc, jak widzisz twój stary tak jakby wynalazł konia, więc jest od takiego teoretycznego punktu widzienia naszym stwórcą. A skoro ty jesteś z nim spokrewniona, to rozumiesz mowę wszystkich koni na świecie – wytłumaczył wesoło.– Ach, no tak, to wszystko wyjaśnia, ale czemu dopiero teraz wiem, że mogę z wami rozmawiać? Jak to wytłumaczysz?– Cóż, twój dar może ujawnił się od tego momentu, kiedy zostałaś uznana, twój  brat miał podobnie. A teraz uważaj na Szarlotkę!Odwróciłam się i spostrzegłam, że pewna klacz uznała moje włosy za siano i próbowała sprawdzić, czy tak smakują. Odskoczyłam szybko w bok, unikając końskiego pyska, pegazka była tym urażona, więc odwróciła się do mnie, wymachując przy tym grzywą, tak, że niejedna licealna królowa by jej zazdrościła. W tej chwili dotarł do mnie wcześniejszy sens słów towarzysza.– Coś ty powiedział?! – wykrzyknęłam.– No, żebyś uważała – oznajmił, uroczo przekręcając pysk.– Nie, nie to! Jaki brat? Co ty wiesz?!– I-haa – zarżał – o to chodzi! A więc, nie wiesz, kogo masz w rodzinie, prawda?– Mhm…  – Zarumieniłam się. Miał rację, nie miałam pojęcia czy mój ojciec miał jeszcze innych potomków.– Oj, szefowo, nie martw się. Wszystko ci wyjaśnię, wystarczy tylko, że pójdziesz po marchewki, zdradzisz mi swoje imię, a kiedy będę jadł mar... To znaczy opowiadał, wyszczotkujesz mnie, zgoda?Nie mogłam odmówić, nie tylko dlatego, że chciałam poznać moją rodzinę, ale także dlatego, iż wypowiedział to wszystko w  tak miły i wesoły oraz głupkowaty sposób, że niech mnie Zeus piorunem strzeli, jeśli bym się nie zgodziła.  Zaśmiałam się i ruszyłam po wszystko, czego potrzebowaliśmy.– A więc tak, jestem Jasmin Holly, ale zdrobnienie to Jass – oznajmiłam, stawiając przed ogierem marchewki, jednocześnie sięgając po szczotkę do szczotkowania koni.– I-ha-haa, więc Jass, ja to Mroczny. Należałem do twojego brata, który uratował mnie na jednej ze swoich misji. Aktualnie jest ze swoją dziewczyną, córką Ateny, na studiach, ale może nas odwiedzić.  A na imię ma Percy Jackson.Nie mogłam uwierzyć: miałam brata, który był na studiach, miał dziewczynę i jeszcze prawdopodobnie nas odwiedzi! Byłam bardzo szczęśliwa,  resztę zajęć spędziłam na rozmowach i podniebnych przejażdżkach  z Mrocznym. Kiedy skończyły się zajęcia poszłam na spotkanie z Faridą (drugie imię Omary – nie lubi, kiedy ją tak nazywamy, ale kiedy jesteśmy szczęśliwe pozwala nam na więcej) i Cassie. Cieszyłyśmy się przybyciem do obozu dwójki młodszego rodzeństwa córki Aresa.Po pewnym czasie spędzonym w naprawdę miłym i sympatycznym towarzystwie poczułam ukłucie zazdrości. Chciałabym już spotkać mojego brata, naściemniałam dziewczynom, że muszę wyjść do Chejrona, a tak naprawdę wybrałam się nad jezioro. Musiałam pomyśleć, znowu… Puszczałam kaczki na wodzie, przypomniało mi się, że dziewczyny chciały się tego ode mnie nauczyć, po kilku minutach w mojej głowie zadudnił głos…– Hej córko! – odezwał się niski głos w mojej głowie.Przestraszyłam się, a że stałam na krawędzi pomostu wpadłam z głośnym pluskiem do wody. Jako dziecko Posejdona, moje ubrania mi nie  przemokły, a oddychanie pod wodą było dla mnie czymś naturalnym. Rozejrzałam się dookoła, aż nagle przede mną pojawił się Posejdon… Krzyknęłam bardzo głośno, ale woda stłumiła dźwięk.– Ajajaj! Córko, twój staruszek chciałby przeżyć jeszcze kilka stuleci, więc troszkę ciszej – powiedział mój tato.– Ojcze, to ty? – zapytałam.– Pewnie, że ja. – Uśmiechnął się.– Ale czemu? Co? Jak? Większość obozowiczów nigdy nie spotyka się ze swoim rodzicem twarzą w twarz. – Może i tak, ale jesteś moją pierwszą półboską córką i musiałem się z tobą spotkać i porozmawiać.– Cieszę się, naprawdę. Więc jak, wychodzimy z wody czy jesteśmy w naszym żywiole?– Hm, zostańmy pod wodą, ale pokaże ci mój pałac, a przy okazji poznasz swojego drugiego brata – cyklopa.– Cyklopa?!– Tak, ale moje dzieci zawsze są miłe i pomocne wobec siebie. Każde jest przyjacielskie, a zresztą sama o tym wiesz.– Tak, ojcze, wiem.– Dziecko, co tak oficjalnie? Jestem najbardziej wyluzowanym bogiem na Olimpie! Gdyby była posada boga luzu, ja bym ją objął, więc mów do mnie tato, tatku, papo… jak w normalnej rodzince.–  Zgoda… tato. – Zaśmiałam się nieśmiało.– Więc chodź, zaprowadzę cię do domu twojego staruszka.Mój tata zagwizdał donośnie, a zaraz obok mnie pojawił się duży delfin, wesoło skrzecząc i ciesząc się jak szczeniaczek. Posejdon nakazał mi trzymać się jego płetwy, abym szybciej dotarła do celu. Po kilku minutach poczułam, że wpłynęliśmy na otwarte morze. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, ale nie śmiałam wątpić w talent bogów. Chwile później już dryfowaliśmy przed wejściem do podwodnej kuźni cyklopów.– Na początek odwiedzimy twojego brata – uśmiechnął się morski bóg.– Nie mogę się doczekać – odparłam szczerze, unosząc kąciki ust.Kiedy wrota się otworzyły, dopadł mnie straszliwy podmuch gorąca, który aż parzył moją skórę. Szliśmy kilkanaście metrów przez kręty korytarz, aż w końcu doszliśmy do wielkich drzwi z wiszącą na nich zawieszką wielkości piłki plażowej, na której w było starannie wypisane:
TU ŚPI SYN POSEJDONA – BUDZISZ NA WŁASNE ŻYCZENIE
Spojrzałam zaniepokojona w stronę ojca, a on tylko mrugnął okiem i zapukał do drzwi jednocześnie wołając: Tyson! Usłyszałam tylko, jak ktoś spada z łóżka, a następnie powoli, ale dość głośno się podnosi oraz podchodzi do drzwi, które się rozsunęły z irytującym skrzypieniem, moim oczom ukazał się wysoki na około trzy i pół metra cyklop z niebieskim, połyskującym, ogromnym okiem w centralnym punkcie twarzy.– Aj muszę naoliwić tę drzwi… O, tatuś! – uśmiechnął się mój brat i uściskał boga mórz.– Ach, Tyson… Ty mój MAŁY ulubiony cyklopie – powiedział Posejdon, jednocześnie łapiąc oddech. – Musisz kogoś poznać – wskazał na mnie. – Oto Jasmin.– Hej… – Bardzo oryginalnie, dodałam.– Cześć, miło cię poznać, Jasmin, ja jestem Tyson. Mam trzynaście lat – odpowiedział z dumą.– O, miło mi, ja mam piętnaście lat – odpowiedziałam bardzo pomysłowo.– Och, dzieci, dzieci… – zaśmiał się nasz ojciec. – Synu, oto twoja pierwsza półboska siostra – uśmiechnął się, patrząc na nas z rozbawieniem w oczach.– Ojej! Serio?! Ja mam siostrę?! To ty? UAU, nigdy nie miałem siostry! Jaka jesteś?Po ostatnim pytaniu wybuchnęłam śmiechem, moi towarzysze również, zrobiło się bardzo rodzinnie. Tato zaprowadził nas  do swojego podwodnego ogrodu, znajdującego się obok jego zamku i nakazał usiąść nam przy pięknym stoliku zrobionym z białego korala, ślicznie ozdobionym białymi perełkami.– A więc tak, poznajmy się – zaczął Posejdon – albo nie: to ja zacznę.– Oczywiście – odpowiedzieliśmy zgodnie.– Jass, muszę powiedzieć ci o twojej mamie… Wiem, że to dla ciebie trudny temat, ale poradzimy sobie. Twoja mama nazywała się Elena Holly, była ratowniczką… więc już chyba wiesz, jak się poznaliśmy: połączyła nas woda. Miała długie czarne włosy i oczy tak samo zielone jak twoje. – W tym momencie oboje się uśmiechnęliśmy. – Kiedy Elena była w piątym miesiącu ciąży, zmarł jej ojciec, a twój dziadek. To po nim masz takie złote blond włosy. Twoja mama bardzo się tym przejęła, ale nie opuściłem jej. Już kilka tygodni po twoich narodzinach, kiedy Elena wróciła do pracy, zdarzył się straszny wypadek. Ratując tonącego surfera, lina ratownicza zaplątała się w podwodną skały, jednocześnie oplatając twoją matkę. Kiedy się o tym dowiedziałem, było już za późno… – Zobaczyłam, jak jego oczy napełniają się łzami. – Niestety, stało się… A co do ciebie, nie mogłem się tobą zajmować i musiałem oddać cię do sierocińca.Ta historia mnie sparaliżowała, lecz jednocześnie byłam szczęśliwa, poznałam jednego ze swych dwóch braci, a także mojego tatę. Bolało mnie to, w jaki sposób zginęła moja mama, lecz wiedziałam, że znalazłam swoją rodzinę i zamierzam dokonać wszelkich starań, aby nic już się nie zmieniło.– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się.– Ale za co? – zapytał bóg morza. – Za to, że jesteście.Tyson i tata uśmiechnęli się szczerze i szeroko.Spędziliśmy miłe kilka godzin. Poznałam mojego cyklopiego brata, a także dowiedziałam się, na czym polega praca boga morza. Nie mogłam zapomnieć o hipokampie, którego poznałam. Był to bardzo miły rybi-konik (jak stwierdził Tyson) o imieniu Tęczuś. Niestety, wszystko się kiedyś  kończy, musiałam już wracać, ale byłam i tak szczęśliwa, bo wiedziałam, że w obozie także mam przyjaciółki, na które mogę liczyć. Pożegnałam się z cyklopim bratem i już po chwili ponownie trzymałam się grzbietu delfina. Ani się spostrzegłam, a już byliśmy z  powrotem w obozowym jeziorze. Pożegnałam się z delfinim przyjacielem i już chciałam wyjść z jeziora, ale tata mnie zatrzymał.– Słuchaj, Jasmin, poczekaj jeszcze chwile, ponieważ chcę ci coś dać – powiedział.– Oj, ale nie musisz i tak zrobiłeś dla mnie wystarczająco dużo – odpowiedziałam.– Już mi się nie wykręcaj! Twój brat, Percy, dostał ode mnie długopis zmieniający się w spizowy miecz, więc jako mojej pierwszej córce chcę podarować włąśnie to…Przeszukiwał chwilkę swoje kieszenie, aż w końcu znalazł to czego szukał, wyciągnął z głębi koszulowej kieszeni muszelkę, która wyglądała dość podobnie do szkatułki.– Nie jestem pewien, czy ci się spodoba, ale na pewno cię obroni – wypowiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy.Popatrzyłam na niego przez chwilę podejrzliwym wzrokiem, ale wzięłam muszelkę i otworzyłam ją. Moim oczom ukazał się piękny widok. Na atłasowej poduszeczce leżała delikatna bransoletka z wisiorkiem zastygniętym w nierówne kształty podobnie jak u koralowca, na niej była przyczepiona średniej wielkości zawieszka w kształcie miecza.– Och, jest cudna! – krzyknęłam. – Bardzo dziękuję.– Cieszę się, że ci się podoba, a wiesz, czemu jest taka świetna? Kiedy się ją założy, może ją zdjąć tylko właścicielka, wobec tego nigdy jej nie zgubisz ani nikt ci jej nie zabierze.Szybko zapięłam prezent na lewej dłoni.– A mówiłeś że mnie na pewno obroni, ale jak? – zapytałam zaciekawiona.– A  widzisz tam przy mieczu tą małą perełkę? Wciśnij ją.Dopiero w tym momencie zauważyłam tak małą perełkę, że dobrze wtapiała się w kompozycję bransoletki, ale dostatecznie dużą, aby z łatwością ją wcisnąć. Po naciśnięciu jej, w mgnieniu oka mała zawieszka urosła do rozmiaru półmetrowego miecza, który natychmiast przesunął się do mojej prawej dłoni. Wyglądał doskonale, groźnie, ale jednocześnie było widać po nim spokój morskiej toni i lekko falujących fal wyrzeźbionych na rękojeści.– Uau! Jest super, tato! Naprawdę dziękuję!– Cieszę się, ale teraz musisz już wracać. Muszę najpierw zdradzić ci pewien sekret. Wiedziałaś, że dzieci Posejdona potrafią kontrolować fale i morskie przypływy? Wystarczy tylko, że poprosisz.– NAPRAWDĘ?! Muszę spróbować.Zamknęłam oczy i poprosiłam fale o bezpieczne dotarcie na pomost. Zadziałało! Zgrabnie wysunęłam się na brzeg wśród fal, które mnie uniosły.– Do zobaczenia, Jasmin! Pozdrów swoje przyjaciółki! A, i o mały włos nie zapomniałem, będziesz miała niedługo towarzysza w domku!Popatrzyłam na niego nieco podejrzliwie, ale zaraz dodał:– Spokojnie, Percy wraz ze swoją dziewczyną Annabeth przyjadą do obozu! Przybędą dokładnie za dwa tygodnie!– Ach, to wspaniale! Dobrze więc, do zobaczenia! – krzyknęłam, machając mu na pożegnanie.Jeszcze raz spojrzałam na bransoletkę i pobiegłam do amfiteatru, oczywiście spóźniłam się na kolację, ale zdążyłam jeszcze na sporą część śpiewów przy ognisku, więc podeszłam i usiadłam na najbliższym wolnym miejscu przy kłodzie.– Hej, gdzie byłaś? – zapytały Cassandra i Omara.– Cześć, byłam z moim tatą i poznałam  mojego cyklopiego brata. – Uśmiechnęłam się.– O, naprawdę? Serio? – pytała Omara.– Tak, naprawdę, wszystko opowiem wam jutro – mrugnęłam do nich – a teraz muszę już pędzić do Chejrona. Pa!– Zobaczymy się jutro! – wykrzyknęła Cassie.Pobiegłam szybko do  dużego domu, żeby jak najszybciej opowiedzieć Chejronowi, o tym że za dwa tygodnie Percy przyjedzie do Obozu Herosów. Po rozmowie z centaurem poszłam do swojego domku i w mgnieniu oka usnęłam. To był naprawdę dobry dzień, pomyślałam zasypiając, postaram się, aby następne były jeszcze lepsze.



(autorka: Julita)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz