wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział III.

Jasmin
Wyzwiska jednookiego furiata

Parę minut spoglądałam w rozległy krajobraz nocnego i ponurego Nowego Jorku. Od kilku dni nic, tylko pada. Pomimo deszczu nie mogłam się doczekać ranka, bo chciałam wreszcie się wyrwać z tego głupiego sierocińca.
Nie chodzi o to, że mnie źle traktują, czuję się tu dobrze, ale nie mam ochoty dłużej siedzieć tylko w swoim pokoju (właściwie nie do końca moim, bo dzielę go jeszcze z innymi trzema dziewczynami, ale i tak najczęściej zostaję w nim tylko ja). Inne dziewczyny mogły chodzić na dodatkowe zajęcia dzięki jakiemuś programowi, który pomaga dzieciakom z sierocińców rozwijać swoje talenty. 
Pff, pomyślałam, po co wpisano mnie na listę oczekujących, skoro nie mam żadnych ukrytych talentów, jedynymi rzeczami którymi lubię robić są pływanie, pisanie oraz czytanie. Zajęć z pisania nie uwzględniono w programie dla osób od 11 do 15 lat. Można się było zapisać na nie, gdy miało się powyżej 16 lat. Przynajmniej mogłam chodzić raz w tygodniu na basen. 
To była jedna z niewielu myśli, które pocieszały mnie w wakacje. Nie miałam wielu przyjaciół, pewnie przez to, że lubię się uczyć. To odstraszało ludzi, z którymi chciałam mieć bliższy kontakt. Zalewałam ich faktami i przez to onieśmielałam moich rówieśników. Cóż, nie rozpaczałam nad tym, wystarczała mi garstka zaufanych przyjaciół i rzeczy, które kochałam robić. Tego tylko potrzebowałam do szczęścia. 
Ile człowiek może rozmyślać nad swoim życiem?, pomyślałam ze zdenerwowaniem i gwałtownym ruchem spojrzałam na zegarek. Była 7:24. Zeskoczyłam cicho i zwinnie z mojego łóżka, ale uważałam, żeby nie obudzić Mai (przyjaciółki z sierocińca; miała łóżko pod moim). Ubrałam się szybko i powstrzymałam się od tego, aby nie biec. Kiedy weszłam do jadalni, siedziały tam tylko osoby, które jak ja wybierały się na basen. Usiadłam przy stoliku i zrobiłam sobie płatki z mlekiem. 
Po zjedzeniu śniadania pobiegłam po torbę do pokoju, kiedy zobaczyłam, że moje współlokatorki jeszcze śpią, nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam zabawkowy pistolet na wodę i napełniłam go. Wskoczyłam na fotel i z zimną krwią oraz moim szatańskim uśmiechem oblewałam je bezlitośnie mokrą amunicją. Ich miny zawsze były bezcenne po czymś takim. Maia spadła z łóżka, Claudia próbowała się obronić kołdrą jak tarczą, natomiast Izzy wyskoczyła z łóżka, sięgnęła pod poduszkę i wyciągnęła swoją broń. Z Izzy zawsze miałyśmy pokręcone pomysły, czasem zastanawiałyśmy się, jak nasze przyjaciółki mogą z nami wytrzymać. Ale w tej chwili rozpętała się prawdziwa wojna.
– Oduczę ci budzenia innych w taki sposób, Jass! – krzyknęła moja przeciwniczka.
– Nie uda ci się – odkrzyknęłam ze śmiechem, jednocześnie wskakując jej na plecy. 
W tym czasie zauważyłam, że nasze ukochane fanki (czytaj: przyjaciółki) usiadły na moim łóżku, które jako jedyne nie ucierpiało (co za przypadek, pomyślałam ironicznie) i kibicowały nam.  
W końcu zeskoczyłam akrobatycznie z mojej rywalki, która obracając się z szerokim uśmiechem na twarzy nie zauważyła ogromnej sterty czasopism plotkarskich, na których punkcie Maia i Claudia miały obsesje. Potknęła się o nie i wpadła na drzwi, które nieszczęśliwie dla niej w tym momencie otworzyły się. Stał w nich David, wysoki i dość przystojny przyszły chłopak Izzy. Wszyscy dookoła wiedzieli, że oboje są w sobie zakochani, ale oni to przed sobą ukrywali. Czasem było to słodkie, ale częściej denerwujące. 
Izzy wpadła prosto w jego ramiona, co wywołało dość niedyskretny śmiech ze strony mojej i miłośniczek czasopism. Przestałam si śmiać dopiero, gdy zobaczyłam, jak nasze zakochane gołąbki się czerwienią.
– Yyy dzięki, że mnie złapałeś – wyszeptała Izzy.
– Proszę... bo ja... ja bym ci złapał i tak, i... ten... bo ja, bo ja przyszedłem powiedzieć, że czekamy już tylko na Jasmin – z cudem wysłowił się David, nie odrywając oczu od mojej przyjaciółki.
– Och, już schodzę – powiedziałam, wychodząc z nim. Odwróciłam się i mrugnęłam do Izzy, która odwdzięczyła mi się piękną, czerwoną jak u buraka twarzą.
Kiedy dotarliśmy na basen mogłam w końcu oddać się mojemu ukochanemu zajęciu. Uwielbiałam pływać. Wraz z Davidem ścigaliśmy się i oczywiście ja wygrywałam. On uważał, że to przez jego roztargnienie, ale ja wiedziałam, że pływałam szybciej i lepiej od niego. Oczywiście, on nigdy by się do tego nie przyznał.
Kiedy wychodziliśmy z budynku zdziwiło mnie bardzo, że nikogo, oprócz mnie, nie zastanawiał dziwny mężczyzna, który miał ponad trzy metry wzrostu. To przecież nie realne! 
– David, widzisz tego typa? – pytałam w nadziei, że nie zwariowałam.
– Którego? – zapytał niczym niewinny ośmiolatek, a nie piętnastoletni, potężny chłopak.
– No, tego tuż obok budki z hot-dogami – powiedziałam z irytacją. 
– No widzę, ale o co ci chodzi? Przecież w Nowym Jorku jest mnóstwo ludzi sprzedających tanie, tandetne zegarki. Nie rozumiem, czemu się tak dziwisz, Jass – odpowiedział.
Odwróciłam się od niego i spojrzałam ponownie na dziwnie wysokiego mężczyznę. Przecież on nie był przeciętny. Nie rozumiałam, czemu David nie widział w nim niczego podejrzanego. Po za tym, on nie sprzedawał jakichś tandetnych zegarków czy innych mało wartościowych rzeczy. Rozmawiał z jeszcze dziwniejszą od niego samego kobietą o wielkich, kurzych stopach! To nie mogło mi się przywidzieć! Chciałam już znowu zawołać  Davida, ale on zdążył zniknąć  gdzieś w tłumie.
Nagle zobaczyłam moje zbawienie: pan Lee, trochę dziwny i pozytywnie zakręcony bibliotekarz, którego znałam od wielu lat, ponieważ praktycznie połowę życia spędziłam w bibliotece. Niepostrzeżenie schowałam się za choinkami rosnącymi obok basenu, a kiedy moja grupa była wystarczająco daleko, wymknęłam się i pobiegłam do bibliotekarza.
– Panie Lee! – krzyknęłam.
– Jasmin?! Co ty tu robisz? Powinnaś już wracać do sierocińca! Zaprowadzę cię – mówił z przerażeniem w oczach.
– Proszę pana, nic mi nie jest. Czy to możliwe, że zwariowałam w tym wieku? – zapytałam.
– Dlaczego uważasz, że zwariowałaś, dziecko? – zapytał z troską.
– Czy to możliwe, że od czytania człowiek wariuje? 
– O co chodzi? Coś zobaczyłaś? – zadał kolejne pytania, rozglądając się chaotycznie dookoła. Westchnęłam.
– Wielkiego faceta, który sprzedawał broń kobiecie o kurzych stopach – powiedziałam. Myślałam, że pan Lee mnie wyśmieje, ale on tylko śmiertelnie poważnie powiedział:
– Jasmin, musimy uciekać.
– O co panu chodzi?! Proszę mnie puścić, to pan zwariował, a nie ja! – zaczęłam krzyczeć  i wyrwałam się ze stalowego uścisku jego ręki. Odwracając się, trafiłam prosto na ogromnego typa, którego wcześniej widziałam.
– Witaj, nędzne, półboskie dziecię – powiedział ochrypłym i tak przerażającym głosem, że aż ciarki przeszyły mi całe ciało.
– Kim jesteś i czemu tylko ja cię widzę?! – odkrzyknęłam.
– Jestem kimś, kto zakończy twój żałosny żywot – odpowiedział z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Wtedy spostrzegłam, że ma jedno oko. Zamarłam. 
– Co się ze mną dzieje?! – rozpaczałam. – POMOCY!
Wtedy osiągnęłam szczyt zwariowania. Znikąd pojawią się pan Lee, wyprostowany, wyglądał, jakby co najmniej pięć lat w bibliotece zamienił na tyle samo czasu na siłowni. Co najbardziej zwariowane, był bez spodni, a tam, gdzie powinny być nogi, były kozie, owłosione kopyta! 
– Co się dzieje z moim życiem! – wrzasnęłam i już chciałam rzucić się do ucieczki, gdy drogę zasłonił mi ten jednooki dziwny typ.
– A dokąd to nasza heroska się wybiera? – spytał.
– Zostaw mnie, ty jednooki wariacie! – wrzasnęłam i chwyciłam kamień leżący nieopodal mojej nogi, rzuciłam nim w przeciwnika. Szczęśliwie trafiłam prosto w oko tego zarozumialca.
– AAA-UU! Ty mała łajdaczko! MOJE OKO!   
Wtedy pan Lee wyjął sztylet i trafił olbrzyma prosto między łopatki. W tym momencie stwór rozsypał się w pył i już nie było bo nim śladu. Byłam roztrzęsiona po tym, co się właśnie stało. Czy teraz pójdę do psychiatryka?
– Wszystko w porządku, Jasmin? – zapytał troskliwie pan Lee. Zawsze zachowywał się, jakby był częścią mojej rodziny, której nie miałam. Każdy myślał, że jest moim wujkiem.
– Czy wszystko w porządku? W PORZĄDKU?! NIC NIE JEST W PORZĄDKU! Czy pan też nie widział, co się tu stało? Czy... – nie dokończyłam, ponieważ pan Lee mi przerwał. 
– Dziecko, posłuchaj. Wiem że to może ci się wydawać nierealne, ale wysłuchaj mnie i postaraj się mi nie przerywać, dobrze? – spokojnie zapytał.
– Okay, postaram się.
– A więc... hm. Lubisz czytać o bogach olimpijskich, uczyłaś się o nich w szkole, jak również znasz mitologię grecką. Jeden z twoich rodziców był jednym z nich. Starożytnym bogiem greckim. Nie mam pojęcia, czy twoim boskim rodzicem była bogini, czy może bóg. Jasmin, jesteś potomkinią bogów olimpijskich. JESTEŚ HEROSEM – tłumaczył mi jak dziecku.
– CO? To nie możliwe. To ukryta kamera? Co się dzieje? – pytałam, już mocno poddenerwowana.
– Nie, nikt nie robi sobie z ciebie żartów. Znasz mnie dobrze i wiesz, że nie lubię takiej formy rozrywki, więc pomyśl: jak bym mógł w takim czymś wystąpić – powiedział ze spokojem, jakby tłumaczył małemu dziecku jakąś trudną sprawę. Pozwoliłam mu na to.
– A więc co teraz? Co, jeśli znów spotkam takie dziwne stwory? Co, jeśli... – Pan Lee mi przerwał.
– Nie zamartwiaj się już tak. Zabiorę cię do miejsca, gdzie będziesz bezpieczna. Do Obozu Herosów.
– Serio? To są tacy jak ja? To znaczy... ADHD, dysleksja, to, że widzę dziwaczne rzeczy... Czy są tacy ludzie jak ja? – zapytałam zdumiona.
– Tak, całe mnóstwo ludzi takich jak ty! W tym obozie uczą się, jak wykorzystywać  swoje umiejętności w walce właśnie z takimi dziwactwami. Masz ADHD, ponieważ twój organizm jest przystosowany do walki. Dysleksja, bo twój mózg jest zaprogramowany na starożytną grekę. A widzisz więcej, niż zwykli śmiertelnicy przez to, że na ciebie nie działa Mgła.
– Co za Mgła?
– Mgła to jakby... zasłona, dzięki której zwykli ludzie nie zobaczą potworów. Są tacy śmiertelnicy, na których to nie działa, ale to zaledwie niewielki ułamek społeczeństwa.
– Hmm... i co teraz? Panna Hogins, wie pan, dyrektor sierocińca, już na pewno obdzwoniła wszystkie komisariaty i policja będzie mnie szukać.
– Wszystko załatwione. Panna Hogins jest moją przyjaciółką i wie, o co chodzi.
– To znaczy, że panna Hogins też ma takie włochate nogi? Nie dziwie się, że ciągle nosi długie spódnice i suknie.
Pan Lee zaśmiał się w głos.
– Nie, to wcale nie dlatego! Tylko ja w okolicy jestem satyrem, a twoja urocza pani dyrektor jest herosem, ale już na emeryturze. Nie jest wzywana, póki panuje względny spokój, więc ułożyła sobie normalne życie. 
– Och, a co z moimi przyjaciółmi? Co mam im powiedzieć? I co z moim rzeczami? – zapytałam z lekkim niepokojem. Wyczułam zmianę nastroju.
– Panna Hogins wysłała już twoje rzeczy do obozu. A twoi przyjaciele...
– Co z nimi będzie?
– Już... – pan Lee ciężko westchnął i spojrzał na mnie ze współczuciem. – Już dla nich nie istniejesz. 
Niemal poczułam, jak moje serce rozpada się na pół.
– CO?! – wrzasnęłam, wykorzystując całe powietrze w moich płucach.
– Została użyta Mgła... Przykro mi, Jasmin...
Nie chciałam pokazać, że płaczę, ale nie wytrzymałam. Straciłam przyjaciół. Kopnęłam z wściekłością kosz na śmieci. Tak, doskonale, niech teraz najlepiej spalą wszystkie biblioteki, baseny niech powysychają, konie niech pouciekają... i wtedy stracę już wszystko, co kocham. 
– Zatem... straciłam przyjaciół – powiedziałam przez łzy.
– Przykro mi, ale już nie możemy tu zostać. Musimy jechać.
– Nigdzie nie jadę! Nie wierzę panu. – Planowałam uciec, zaszyć się gdzieś i resztę życia spędzić na płaczu. Już nic nie miało sensu.
– W obozie będzie ci dobrze, zaufaj mi.
Zamilknęłam na moment, a potem cicho westchnęłam.
– Mam inne wyjście?
– Nie.
– Więc dobrze, jedźmy do Obozu Herosów. Jak można się tam dostać?
Pan Lee spojrzał na mnie, jakbym urwała się z kosmosu.
– Piekielną taksówką.
– Czym? 
Nie odpowiedział, tylko rzucił złotą monetę na drogę. Zanim metal zabrzęczał w zderzeniu z ziemią, moneta zniknęła, a pan Lee powiedział coś w obcym języku. O dziwo zrozumiałam, chyba, że przekręciłam słowa. W każdym razie, zabrzmiało to jak "przybywaj, piekielna taksówko", czy coś w tym rodzaju.
Nagle przed nami pojawiła się piekielna taksówka. Wsiedliśmy i zobaczyłam trzy ślepe staruszki, popatrzyłam na pana Lee wymownie, a on niemo powiedział: zaufaj mi.
Dobrze, a więc jechałam piekielną taksówką, prowadzoną przez ślepe staruszki. Celem podróży był Obóz Herosów, który znajdował się nie-wiadomo-gdzie. A to wszystko było nadzorowane przez znajomego bibliotekarza-satyra. 
Wszystko szło świetnie.



Dedykuję ten rozdział mojemu patafianowi (wiesz, że mam na myśli ciebie!)

(autorka: Julita)

2 komentarze:

  1. Mam do Was pytanko. Czy bohaterki tego bloga miały być tak jakby waszym odwzorowaniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja bohaterka jest tylko z wyglądu trochę podobna do mnie a po za tym jest totalnie wyimaginowana ;-)

      Usuń