poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział VI.

Jasmin 

Dionizos nie chce zostać moim psychologiem


Szłam przez korytarz od razu rozpoznając, gdzie jestem. Rozglądałam się po okolicy. Byłam w moim sierocińcu. Czyżby to wszystko było snem? Czy to nigdy nie miało miejsca? Może po prostu teraz wejdę do mojego pokoju i zobaczę moich przyjaciół, myślałam. Miałam mętlik w głowie. Biegłam prosto przed siebie, myśląc o wszystkim, co się ostatnio zdarzyło. Jak szalona otworzyłam drzwi, wpadając prosto na środek pokoju. Zobaczyłam ich, grali w karty siedząc wokół naszego stolika. Zdziwiłam się, że mnie nie zauważyli, biorąc pod uwagę to, że wchodząc narobiłam sporo zamieszania. Podeszłam do nich i usiadłam między Maią a Izzy. Dotarło do mnie najgorsze – oni nie widzieli mnie! Dla nich nie było mnie tam... Nagle poczułam delikatnie szturchanie, ale nikogo tam nie było, wszystko zaczęło powoli się rozmywać.
Otworzyłam oczy, leżałam na tylnym siedzeniu piekielnej taksówki.
Pan Lee szturchał mnie, próbując mnie obudzić.
– Obudź się, Jasmin – powiedział. – Właśnie dojeżdżamy.
Usiadłam i zaczęłam przecierać oczy, próbując przyzwyczaić je do ostrego wakacyjnego słońca. W tej chwili gwałtownie stanęliśmy, gdyby nie to, że miałam pasy bezpieczeństwa na pewno wisiałabym już na jednym z rozłożystych drzew. Ostatecznie miałam tylko kilka przetarć na ramieniu. Szybko wysiedliśmy, ponieważ staruszki nie lubią czekać.
– Co teraz? – zapytałam.
– Teraz pokażę ci twój nowy dom. Zobaczysz, spodoba ci się.
Wspięliśmy się na pagórek, a przede mną pojawił się piękny widok. Szłam za panem Lee rozglądając się wszędzie i podziwiając okolice.
– Wiedziałem, że ci się spodoba. To idealne miejsce dla ciebie.
– Tak, to miejsce jest świetne... – odpowiedziałam, próbując szczerzyć się jak najwiarygodniej. Nie chciałam nikomu mówić o śnie. Został moją małą tajemnicą. 
Szliśmy tak pewien czas, aż zobaczyłam wielki dom. Wyglądał jak tutejsza siedziba administracji. O mały włos nie dostałam zawału, kiedy prosto przed nami stanął centaur (czasem warto jest siedzieć ciągle w bibliotece, potem wie się takie rzeczy).
– Witajcie! – powiedział z entuzjazmem. – Kogo my tu mamy?
– Chejronie, oto nasza nowa heroska Jasmin Holly. Nieokreślona – odpowiedział pan Lee.
– Hej – wykrztusiłam.
– Miło cię widzieć – rzucił z uśmiechem mężczyzno-rumak. – Za chwilę ktoś cię oprowadzi.
– Okay, nie ma sprawy – powiedziałam.
Kiedy odbiegł, zapytałam satyrowego bibliotekarza co to za budynek, przed którym stoimy.
– Ach, to, moje dziecko, to jest Wielki Dom, centrum dowodzące Obozu Herosów. Zazwyczaj możemy tu spotkać Chejrona i pana D.
– Pana D.?
– Dionizosa – uściślił szeptem pan Lee.
– Ten Dionizos?!
– Właśnie tak. 
Postanowiłam tego nie roztrząsać. Po za tym Chejron już galopował w naszym kierunku, zwinnie omijając obozowiczów. Zauważyłam, że na grzbiecie siedziała mu dziewczyna, chyba w moim wieku, kurczowo trzymająca się, aby przez przypadek nie spaść. Stanęli obok mnie, a nastolatka zeskoczyła z centaura. Na pierwszy rzut oka wyglądała na mniej więcej osobę mojego wieku.
– Hej! – zawołała radośnie.
– Cześć.
– Jestem Anastazja, córka Ateny. To ja cię oprowadzę po naszym małym świecie.
Uśmiechnęłam się lekko. Dziewczyna była strasznie miła i na pewno gdyby nie mój podły nastrój, który za wszelką cenę starałam się ukryć, mogłybyśmy się z łatwością dogadać. Niestety, wykrztusiłam tylko ciche i nieśmiałe:
– Cieszę się. A więc ruszajmy.
Słuchając opowiadań Anastazji, poznawałam wszystkie zakamarki tego niesamowitego miejsca. 
– A tutaj są domki dzieciaków każdego boga. Mój ma numer sześć – powiedziała. – Jeśli czegoś będziesz potrzebować, możesz na mnie liczyć. Na razie musisz pomieszkać trochę w jedenastce, więc uważaj. To królestwo dzieciaków Hermesa, jeśli wiesz o czym mówię. – oznajmiła, mrugając dyskretnie. Dobrze wiedziałam. Pamiętałam, że Hermes jest bogiem nie tylko kupców i podróżników, ale też złodziei.
Zaśmiałam się z uprzejmości. 
– Sądzę, że wiem. A więc do zobaczenia. Przypomnij mi tylko, proszę, ile mam wolnego czasu? 
– Musisz zdążyć na obiadokolację, będzie za jakieś czterdzieści pięć minut. Uważaj, pan D. nie lubi, kiedy ktoś się spóźnia – uśmiechnęła się.
– Dobra. Dzięki za wszystko – podziękowałam. 
Weszłam na teren domku numer jedenaście. Po przejściu paru kroków wyrosło przede mną niespodziewanie, jak z Hadesu dwóch (od razu można było zauważyć, że starszych ode mnie) chłopaków o ciemnych włosach i rysach godnych prawdziwych złośników.
– Witamy w Domie Hermesa! Tu każdy znajdzie miejsce do odpoczynku. I nie tylko – zawołali jednocześnie, jakby byli schynchronizowani. – Kim  jesteś i co cię tu sprowadza? – zapytali z uśmiechem.
– Jasmin Holly, lat piętnaście, nieokreślona, Chejron kazał mi na razie tu zamieszkać.
– Hola-hola, młoda – powiedział jeden z nich, na moje przeczucie starszy od tego drugiego – to nie szkoła, ale najbardziej wyluzowany domek w obozie. Tutaj nie musisz się bać i denerwować złą odpowiedzią! U nas tak się przedstawia: ekhem, ekhem – zaczęli jednocześnie – jesteśmy Travis i Connor Hoodowie. Z nami nigdy się nie będziesz nudzić, jesteśmy najbardziej zabawną dwójką rodzeństwa w świecie herosów.
– Haha – zaśmiałam się. – Dobrze, wasza wersja jest zdecydowanie lepsza. 
– No jasne, że tak. A teraz choć, przedstawimy cię reszcie... ale po naszemu.
– Dobrze, w takim razie prowadźcie.
Domek jedenasty był najbardziej zwyczajnym domkiem na tym obozie – reszta wcale nie przypominała domków letniskowych. Było w nim bardzo wiele osób, ale i tak panowała miła atmosfera. Bracia Hood przekazali mi, że jestem wezwana do Wielkiego Domu tuż przed posiłkiem. Chejron chciał ze mną pogadać. 
Po wszystkim poszłam przejść się nad jezioro, które było przepięknie malownicze. Nie umiałam tego wytłumaczyć, ale blisko wody czułam się bezpiecznie i spokojnie mogłam tam myśleć o wszystkim… Usiadłam na pomoście i myślałam o moim śnie, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Po chwili podeszła do mnie jakaś dziewczyna, prawdopodobnie w moim wieku. Usiadła obok mnie, a ja nie nie przywitałam jej zbyt przyjemnie. Wytrzymała jednak moje humory i wysłuchała mnie. Tego mi było trzeba. 
Cassandra, bo tak właśnie miała na imię, miała długie do ramion, potargane i nierówne włosy o ślicznym, ciemnym kolorze oraz oczy, w których było tyle troski, współczucia i opieki... od razu stwierdziłam, że mogę jej zaufać. Po paru minutach rozeszłyśmy się: ja na rozmowę, a ona na kolację. 
Po paru chwilach stałam już pod drzwiami budynku, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zastałam Centaura i pana D. grających razem w szachy. Dionizos nawet nie uniósł wzroku ponad rozgrywaną partię. Okay, rozumiałam: był bogiem, ale oczekiwałam od niego nieco lepszych manier. Przynajmniej Chejron był bardziej zainteresowany moją osobą i przywitał się ze mną. 
– Witaj ponownie, Jasmin. Jak się masz? Proszę, usiądź na kanapie, już kończymy – powiedział.
– Umm... Dobrze, może jeśli przeszkadzam przyjdę później? – spytałam, jednocześnie padając na wysłużoną, ale miękką sofę.
– To wyśmienity pomysł, Samantho – odezwał się nagle ignorujący mnie wcześniej bóg i klasnął w dłonie. 
– Panie D, proszę, uspokój się. To jest JASMIN. Mieszkała w sierocińcu, śmiertelny rodzic nie żyje i musimy się dowiedzieć o niej czegoś więcej – obronił mnie Chejron.
– Więc dobrze, niech już zostanie – mruknął ponuro. – I tak zaraz muszę się stąd zmyć. Narada na Olimpie, rozumiecie. Ważne sprawy. Boskie sprawy.
– Cóż, co chcielibyście o mnie wiedzieć? – zapytałam nieśmiało. 
– Wszystko. Najlepiej zacznij od początku, opowiedz całą swoją historię – zaczął Chejron 
– Nieee, ja wychodzę. NIE CHCE SŁUCHAĆ KOLEJNEJ HISTORII CZYJEGOŚ NUDNEGO, ŚMIERTELNEGO ŻYCIA. Przepraszam, zapomniałem, ze narada już się zaczęła. Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę! – krzyknął, jednocześnie rozpływając się powietrzu.
– Czy on ma tak zawsze? – Ze zdziwienia uniosłam brwi. Dionizos raczej nie ma ambicji, by zostać psychologiem.
– Niestety tak, ale nie martw się. Ja cię wysłucham.
– Odkąd pamiętam byłam w sierocińcu. Od razu zaprzyjaźniłam się z moimi – przełknęłam łzy – BYŁYMI przyjaciółmi, którzy mnie nie pamiętają. Uwielbiam konie i uwielbiam jeździć na nich. – W tej chwili wybuchnęliśmy serdecznym śmiechem. – I nie mogę zapomnieć o tym, że kocham….
Nie dokończyłam zdania, gdy nad moją głową pojawił się duży znak błękitnego trójzębu,  emanujący przyjemnym, jasnym światłem. Szybko wstałam i spojrzałam z przerażeniem w oczach na Chejrona. 
– Czuję, że właśnie zostałaś uznana. – Uśmiechnął się. – Twoim ojcem jest Posejdon.
– Co? Ale jak? Co proszę? 
– Zostałaś uznana, kiedy... myślę, że chciałaś powiedzieć "kocham wodę", tak?
– Mniej więcej… 
– No właśnie – przerwał mi Chejron. – Chcę ci tylko powiedzieć, Jasmin, że ze względu na to, kto jest twoim ojcem grozi ci niebezpieczeństwo. Trójka najpotężniejszych bogów lata temu przyrzekła, że nie będzie miała więcej dzieci. To by było już drugie przewinienie Posejdona, co w praktyce znaczy, że nikt nie powinien dowiedzieć się o twoim istnieniu. Jednak jesteś tutaj i nadal wisi nad tobą śmierć – zakończył grobowo. Przełknęłam głośno ślinę.
– Czyli co teraz?
– Przenoszę cię do domku numer trzy. To on jest przeznaczony dla dzieci boga morza, a na razie chodź, na pewno umierasz z głodu. Czas przedstawić cię reszcie.

***

Wreszcie leżałam w swoim łóżku, we własnym domku, zupełnie samotnie. Może w moim stanie to dobrze, nie umiałabym dogadać się nawet z najmilszymi osobami. Domek mojego taty (jak to dziwnie brzmi) był doskonały, idealnie stworzony dla mnie. Niski, długi i mocny, z oknami wychodzącymi na widok jeziora i zatoki. Ściany zewnętrzne były zrobione z szarego, szorstkiego kamienia z kawałkami muszli i koralowców, co wyglądało, jakby wyrwano je z dna oceanu. Czułam się tu świetnie, słuchając szumu morza. Oczy powoli mi się zamykały, uświadomiłam sobie, że nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam zmęczona. Powieki zamykały mi się powoli i wtedy nadchodzi sen… 
Zapadając się w senną krainę nawiedziły mnie koszmary. To potworne, znów byłam w jakimś znajomym miejscu, lecz tym razem było mi tak obce. Obudziłam się zlana zimnym potem. Co to było?! Myśli krążyły mi w głowie jak oszalałe. Wstałam i podeszłam do mojej torby, wyjęłam z niej czerwoną szkatułkę, na której złotym brokatem był wyryty napis NASZE WSPOMNIENIA, otworzyłam ją i usiadłam na brzegu łóżka. Zaczęłam przeglądać nasze zdjęcia. Ja i moi przyjaciele. Nie wytrzymałam, zatonęłam we wspomnieniach, zalewając się łzami. Przerwałam z uczuciem złości na samą siebie. Przestań, Jasmin, przestań! – wrzeszczałam w myślach. Wiedziałam, że mogłam tak się nad sobą użalać, ale nie miałam siły się uspokoić. 



(autorka: Julita)

5 komentarzy:

  1. DODAJCIE ROZDZIAŁ DZIEWCZYNY JA TU UMIERAM BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


    PS macie fanów na moim blogu.
    Tyle że wasi fanowie obrazaja muj blog i mowia że nie umie pisac.
    Cytuję: "Znajdzcie sobie cos w czym bedziecie dobre" czy jakis tak.
    Zrobcie cos bo to wkurza mnie naserio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A możesz podesłać link do bloga? :)

      Usuń
    2. Polecam słownik

      Usuń
  2. Jesteście najlepsze. Wasz blog jest lepszy od mojego ulubionego boga. Jesteście najbardziej zajeb+++++ bogiem olimpu :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to bardzo miłe :)
      Pozdrawiamy całą trójką!

      Usuń